Grudzień ma w sobie szczególną surowość. Nie pyta, czy jesteśmy gotowi. Po prostu przychodzi i zabiera dzień zbyt wcześnie, a noc przynosi za szybko. Światło zwija się w sobie, jakby było zmęczone całoroczną pracą. Człowiek próbuje to światło przedłużyć lampkami, świecami i dekoracjami, ale tylko kot naprawdę wie, jak wiele ono znaczy. Dla kota światło jest czymś więcej niż ozdobą. Jest życiem, ciepłem, spokojem i obietnicą bezpieczeństwa. W grudniu kot obchodzi własne święto, które nie ma daty i nie wymaga przygotowań. Jest nim święto światła.
Kto ma kota, ten wie, że każdy promień słońca jest dla niego wydarzeniem. Kot wyczuwa go zanim człowiek zauważy, że na podłodze pojawił się jasny pasek. W grudniu to zjawisko jest szczególnie cenne. Słońce wstaje zbyt późno i nieśmiało, jakby też marzyło o dłuższym śnie. Kiedy jednak na chwilę zajrzy przez okno, kot porusza się w jego stronę tak, jakby został do niego powołany. Może to wrodzona tęsknota za ciepłem, a może pradawna pamięć. Kot nie pozwala, aby choćby jeden promień pozostał bez opieki.
Okno w grudniu staje się dla kota sceną. To właśnie tam zaczyna się jego własny teatr światła. Kot siada na parapecie i obserwuje niebo, jakby próbował namówić je do dłuższej obecności. Gdy na dworze zapada zmrok, okno wcale nie traci znaczenia. Jest ramą, w której odbija się światło domowych lamp, tworząc obrazy z ciepła i blasku. W tym odbiciu kot widzi coś, co człowiek przeocza. Widzi granicę między tym, co chłodne i dalekie, a tym, co bezpieczne.
Świece mają dla kota tajemniczą moc. Człowiek zapala je dla nastroju. Kot podchodzi do nich tak, jakby miał przed sobą żywe stworzenie. Patrzy na płomień uważnie, czasem nawet mistycznie. W jego spojrzeniu jest pytanie, którego nigdy nie zada. Może zastanawia się, dlaczego świat potrafi zamknąć całe ciepło w jednej małej błyskającej iskierce. Dla kota płomień jest jak drobny strażnik zimowej nocy. Kot go szanuje, ale nigdy nie przestaje go obserwować.
Lampki świąteczne są z kolei zabawką, ale na innym poziomie niż bombki. Lampki tworzą światło, które nie stoi w miejscu. Migocze, tańczy, zmienia natężenie. Kot patrzy na nie z fascynacją, ponieważ światło w ruchu jest dla niego sygnałem. Światło, które drga, ma swoją własną historię. W grudniu dom pełen lampkowych odblasków staje się dla kota miejscem bogatszym niż jakikolwiek ogród. Jest jak mapa punktów, w których można odpocząć, ukryć się lub wtopić w blask.
Kominek, jeśli w domu jest, zajmuje w kocim świecie najwyższe miejsce. Ogień przypomina kotu to, czego człowiek często nie widzi. Że światło ma swoje serce, że ciepło może oddychać i że dźwięk płonącego drewna jest jednym z najstarszych głosów, jakie zna dom. Kot kładzie się tak blisko, jak pozwala mu rozsądek. Gdy w kominku trzaska ogień, kot śpi głębiej. Grudzień przestaje być chłodnym miesiącem, a staje się królestwem przyjaznych drgań.
Wszystko to sprawia, że grudzień jest dla kota czasem uważności. Kiedy dzień jest krótki, światło zyskuje znaczenie. Nie jest czymś stałym. Jest darem. Kot żyje w tym rytmie lepiej niż człowiek. Kot potrafi zwolnić wtedy, kiedy trzeba. Potrafi zatrzymać się na środku pokoju i wygrzać w jednym wąskim pasku jasności, który człowiek zobaczy dopiero po chwili. Kot nie goni czasu. Kot wybiera światło.
Może właśnie dlatego obecność kota w grudniu daje taki spokój. Kot przypomina, że nawet jeśli mrok dominuje większość doby, w domu wciąż trwa jasność, którą warto pielęgnować. Kot przypomina nam, że światło nie musi być głośne ani spektakularne. Wystarczy, że jest. I że może to być jedna świeca, jedno odbicie w szybie, jeden promień na dywanie.
Kocie święto światła nie wymaga kalendarza. Rozpoczyna się o tej porze, gdy pierwsza grudniowa noc wydaje się dłuższa niż powinna. Trwa tak długo, jak kot uzna, że ciepła trzeba pilnować. I kończy się dopiero wtedy, gdy dzień zaczyna rosnąć w siłę. Do tego czasu kot czuwa przy lampach, przy oknach, przy kominku i przy człowieku. Światło jest jego domem. A grudzień tylko to potwierdza.

Komentarze
Prześlij komentarz