Jesień ma swój osobliwy język. Nie mówi do nas jasno i głośno jak lato, które szumi falami i rozbrzmiewa gwarem ptaków, lecz szepcze suchym trzaskiem liści pod butami, stukaniem deszczu o parapet i przeciągłym gwizdem wiatru w szczelinach okien. Dla nas te dźwięki bywają tłem, dla kota są całą symfonią.
Kiedy zapada wieczór, człowiek zwykle skupia się na ciepłej herbacie i kocu. Kot natomiast siada przy uchylonym oknie, uszy ma nastawione jak anteny i chłonie każdy szmer. Liść, który oderwał się od gałęzi i wirując spadł na ziemię, dla nas jest jedynie jesiennym banałem. Dla kota jest za to sygnałem, że świat się zmienia i coś poruszyło się tam, gdzie jeszcze przed chwilą panowała cisza.
Niektóre jesienne dźwięki mają w sobie coś niepokojącego. Kiedy wiatr wlecze przez ulicę suchą gałąź, kot nagle podnosi głowę i wpatruje się w mrok, jakby spodziewał się gościa. Mruczenie ustaje, ogon drga niespokojnie. My wzruszamy ramionami, ale kto wie, czy kot nie słyszy w tym stukocie czegoś więcej niż my?
Jest też jesienny deszcz: monotonny, rytmiczny, kołyszący do snu. Człowiekowi wydaje się senny i melancholijny, a kot przeciąga się na fotelu i zasypia w jego takt, jakby ten stukot był dla niego najdoskonalszą kołysanką.
Może dlatego właśnie jesień i koty tak dobrze do siebie pasują. Kot słyszy w niej to, co dla nas jest zaledwie tłem: drobne szepty, ostrzeżenia, westchnienia wiatru. I choć nigdy nam tego nie powie, w jego czujnych uszach jesień brzmi jak opowieść. Czasem uspokajająca, czasem nieco straszna, ale zawsze pełna znaczeń.

Komentarze
Prześlij komentarz