Jesień przyszła jak zawsze — niepostrzeżenie. Jednego dnia słońce odbija się jeszcze w kałużach po letniej burzy, a następnego... poranek pachnie dymem, chłodem i czymś trudnym do opisania, jakby melancholia zaczęła sączyć się z nieba razem z mżawką. To pora roku, która łapie człowieka za serce i nie puszcza. A jeśli nie człowieka, to na pewno kota.
Czarny kot, jak na ambasadora tajemniczości przystało, odnajduje się w jesieni jak nikt inny. Nie szuka światła — on je obserwuje. Nie goni za liśćmi — on pozwala im tańczyć wokół siebie. Leży godzinami na miękkim kocu, jednym o barwie zgaszonego bordo, i wygląda przez okno. Czy myśli o czymś? Być może. A może po prostu jest, co w dzisiejszych czasach wydaje się prawdziwym luksusem.
Wbrew pozorom, jesień to dla kota nie tylko sezon na sen. To również czas intensywnej kontemplacji. Gdy ludzie zaczynają sięgać po cynamonowe świece i dyniowe latte, on węszy w powietrzu historie. Takie, które zna tylko on. Może wyczuwa powrót duchów z przeszłości, może słyszy szept przodków, a może po prostu lubi, gdy wszystko zwalnia i można udawać, że świat nie istnieje poza domowym parapetem.
Niektórzy mówią, że czarny kot przynosi pecha. Ale prawda jest taka, że czarny kot przynosi jesień. Tę prawdziwą — pachnącą mokrymi liśćmi i spokojem. Jest jej symbolem równie wyraźnym, jak czerwony liść klonu czy filiżanka herbaty z imbirem. Kiedy wchodzi do pokoju i przeciąga się leniwie, czujesz, że nie musisz się już spieszyć. Możesz usiąść. Przykryć się kocem. I posłuchać, jak deszcz uderza o szyby.

Komentarze
Prześlij komentarz