Są w życiu chwile, kiedy zastanawiamy się, jak wyglądałoby nasze życie bez kota. Przez moment może się nawet wydawać, że byłoby spokojniejsze, mniej owłosione, może nawet bardziej uporządkowane. Ale potem kot wychodzi z kąta, przeciąga się teatralnie jak artysta wychodzący na scenę, i wszystko wraca na swoje miejsce. Bo kot to nie tylko domownik. To... instytucja.
Nie da się ukryć — kot wie, gdzie jego miejsce. Właściwie to wie, gdzie jest każde miejsce. I że wszystkie one należą do niego. Fotel? Oczywiście. Twoja poduszka? Przepraszam bardzo, ale była pusta. Klawiatura? Idealna — ciepła, miękka, a do tego zapewnia uwagę opiekuna. Kot nie prosi. Kot bierze. Z godnością.
I choć czasem można się zirytować, gdy po raz dziesiąty zepchnie pilot na podłogę albo urządzi sobie maraton po firankach o drugiej w nocy, to wystarczy jedno spojrzenie tych oczu — bursztynowych, zielonych, nieprzeniknionych — i już wiadomo, że wszystko mu się wybacza. Kot bowiem opanował do perfekcji sztukę bycia nieodpartym.
Ale nie myślcie sobie, że to tylko związek jednostronny. O nie. Kot potrafi być uważnym obserwatorem i subtelnym towarzyszem. Nie zareaguje paniką, kiedy płaczesz — usiądzie obok. Nie będzie cię pocieszał banałami — zamruczy. Czasem da się pogłaskać, czasem nawet przytuli się sam. Ale nie dlatego, że chcesz. Tylko dlatego, że uznał, że pora.
Współistnienie z kotem to lekcja. Przede wszystkim pokory. Uczysz się, że nie wszystko musi być twoje. Że nie każda rzecz w domu ma służyć człowiekowi. Że parapet może być trzecim najważniejszym miejscem w mieszkaniu, zaraz po misce i pudełku. Uczysz się także cierpliwości — zwłaszcza wtedy, gdy kot domaga się wpuszczenia na balkon, po czym po trzech sekundach patrzy na ciebie z drugiej strony szyby z miną: „czy ja naprawdę chciałem tam iść?”.
Jest też aspekt dekoracyjny. Kot potrafi zamienić najnudniejszy salon w galerię ruchomej sztuki współczesnej. Jego drzemki są bardziej estetyczne niż niejedna wystawa. A to, jak układa się na kocu, jak zwija się w kłębek, jak leniwie przeciąga się przy promieniu słońca — to wszystko powinno być wystawiane w muzeach.
Czy kot jest domownikiem idealnym? Zależy, jak zdefiniować „idealność”. Jeśli oczekujesz posłuszeństwa, przewidywalności i chęci podporządkowania się — to nie ten adres. Ale jeśli rozumiesz, że dom to nie tylko przestrzeń, ale energia, obecność i… trochę chaosu — to tak, kot jest idealny. Po prostu w inny sposób.
Bo kot nie będzie służył. On będzie. Będzie sobą. Czasem zbyt niezależnym, czasem zbyt dumnym, ale zawsze prawdziwym. I może właśnie dlatego, kiedy raz w życiu pozwoli ci się poczuć wybranym — kiedy sam wejdzie ci na kolana, kiedy przyjdzie się położyć obok w zimną noc, kiedy mruknie cicho i zamknie oczy — czujesz, że to największy komplement, jaki mogłeś otrzymać.
Nie, kot nie jest „prawie idealny”. Jest dokładnie taki, jaki ma być. A my mamy szczęście, że czasem pozwala nam dzielić z nim dom.
.jpg)
Komentarze
Prześlij komentarz