Jesień dla ludzi bywa kapryśna. Raz słońce świeci złotym światłem, a chwilę później pada deszcz i trzeba ratować parasolkę przed wiatrem. Ale koty? One mają swoją własną filozofię jesieni i zdaje się, że całkiem dobrze wiedzą, jak przeżyć tę porę roku w najlepszy możliwy sposób.
Kiedy my wciągamy swetry i narzekamy na krótsze dni, koty zaczynają wielki sezon drzemek. To właśnie jesienią fotel czy kanapa stają się królewskim tronem, a kocyk nie jest już dodatkiem – to obowiązkowy element dekoracyjny. Kot wie, że najlepszym sposobem na jesienną chandrę jest zwinięcie się w kłębek i udawanie, że deszczu za oknem po prostu nie ma. I choć to tylko zwykłe „robienie niczego”, człowiek patrzy na tę scenę i nagle sam chce położyć się obok.
Jesień to też czas kocich polowań – niekoniecznie na myszy, ale na… spadające liście. Ileż to razy widzieliśmy kota, który z powagą śledzi liść wirujący na wietrze, by za chwilę rzucić się na niego jak na najgroźniejszego przeciwnika? W tej jednej chwili kot zamienia ogród w pole przygód, a zwykły spacer w wielką wyprawę łowcy. I nawet jeśli zdobycz ucieknie pod podmuchami wiatru, kot zawsze wraca z miną zwycięzcy.
Jest jeszcze jeden koci patent na jesień – ogrzewanie człowieka. W chłodne wieczory, kiedy kubek herbaty paruje na stole, kot zawsze znajdzie miejsce na kolanach. To nie jest zwykłe mruczenie – to terapeutyczne urządzenie, które potrafi rozgrzać bardziej niż koc elektryczny. Człowiek dostaje ciepło i relaks, a kot – najlepszą poduszkę na świecie. Układ idealny.
Czarna magia jesieni? To właśnie koty. One uczą nas, że nie trzeba gonić za wszystkim, by cieszyć się chwilą. Wystarczy ciepły koc, odrobina spokoju i ktoś, kto mruczy obok. Bo jesień to nie tylko deszcz i wiatr – to także czas na bliskość, wyciszenie i małe radości, które najlepiej smakują w towarzystwie czterech łap.

Komentarze
Prześlij komentarz